Autor Wiadomość
Milczący_Prorok
PostWysłany: Pon 20:05, 16 Lip 2007    Temat postu:

Ja też posiadam, mam go na rzemieniu na nadgarstku i wtedy istotnie przystawiłem go do otworu w niebie...
Destynka
PostWysłany: Pon 19:54, 16 Lip 2007    Temat postu:

Masz bardzo fajny styl, niezbyt ciężki, niezbyt lekki, taki który dobrze się czyta Smile Opowiadanie świetne. Szczególnie motyw z wkładaniem młotu Thora w niebo. Posiadam owy młot w domy i z pewnością po lekturze opowiadanie nie bede celować nim w niebo...
Gość
PostWysłany: Czw 18:03, 14 Cze 2007    Temat postu:

hehehe Very Happy widziałam już na moim forum.
Opowiadanie super, bardzo mi się podobało. Jest bardzo ciekawe, z nutką niepewności i napięcia Very Happy BRAWO.
Milczący_Prorok
PostWysłany: Czw 17:23, 14 Cze 2007    Temat postu: Klucz Niebios

"Klucz Niebios"
Po nieprzespanej nocy i prawie całym dniu spędzonym poza domem, gdy tylko zjadłem obiad, udałem sie na zasłóżony odpoczynek. Kiedy sie obudziłem, promienie słońca rozpychały burzowe chmury po zachodniej stronie nieba. Zbliżała się już dziewiętnasta. Przyjrzałem się dokładniej kopule niebieskiej i zauważyłem w chmurach wyrwę, przez która przebijało słońce, wyrwę w kształcie młota, jednak nie pospolitego młotka, czy też młota kowalskiego, był to kształt Młota Thora - pana burzy - amuletu, który jest w mym posiadaniu już od paru lat. Uniosłem talizman by porównać me spostrzeżenia z rzeczywistością, wyprostowałem rękę "umieściłem" Mjolnir w otworze w niebie. Blask towarzyszący temu zdarzeniu na moment mnie oślepił, jednak zamrugałem i już w chwilkę później mój wzrok wrócił do normy.. O ile to, co ujrzałem można nazwać normą..
Znajdowałem się w chmurach, pod sobą widziałem puszyste obłoki oraz okna na szary świat na dole. Niepewnie stąpając przed siebie, badałem grunt pod nieobutymi stopami. Był jak puchował pierzyna, lub raczej miękki materac wyrzucający mnie w powietrze, gdy nań upadłem. Kroczyłem przed siebie a dziwy, jakie mijałem sa czymś, co z pewnością uznasz za jedynie majaki lub senne mary. Gdy szedłem mostem zbudowanym z chmur, po mojej prawicy wyskoczył jednorożec zbudowany z tej samej materii co cały pomost. Odprowadzałem go właśnie galopującego wzrokiem, kiedy usłyszałemcoś pomiędzy skrzekiem, wrzaskiem i hukiem. W mig spojrzałem w kierunku, z którego dobiegał ów niecodzienny dxwięk. Mym oczom ukazał się ogromny, elektryzujący ptak wyłaniający się właśnie spomiędzy kumulusów, po których stąpam. Wzbił się wyżej, znów zaskrzeczał i zapikował na dół, pod mglisty dywan, a świat pode mną rozświetliła błyskawica.
Kontynuowałem swą wędrówkę, lecz pomost, ktorym stąpałem zakończył się. Za całym morzem pustki widziałem oddalony znacznie pałac skąpany w złocistych promieniach słońca, jego wieżyczki wystrzeliwały wysoko w górę wznosząc się aż do stratosfery. Zapragnąłem tam dotrzeć i zwiedzić ów cud świata. Szukając zewsząd przeprawy i nie znajdując żadnego sposobu na przedostanie się na drugi brzeg usłyszałem donośny krzyk skierowany właśnie do mnie. Przy pomoście zacumował ogromny żaglowiec, a jego załoga była rozmiarów mitycznych gigantów, przeciw którym przyszło walczyć bogom greckim. Kapitan zaprosił mnie na pokład i wyruszyliśmy w rejs. Podniebni marynarze zarzucali co troche sieci łapiąc w nie chmury kaleczone harpunami błyskawic. Płynąc po niebie nieśliśmy za sobą burzę. Kapitan zaczął komuś machać, spojrzałem w tamtym kierunku i choć z poczatku widziałem jedynie światło barwy pomarańczy, to już po chwili zidentyfikowałem kształt. Był to siedzący ze skrzyżowanymi nogami indianin stworzony ze świetlistej materii zachodzącego słońca, w ustach trzymał fajkę, z której co trochę popykiwał uwalniając w powietrze różowe obłoczki. I ja zacząłem mu machać, jednak coś odwróciło mą uwagę. Poczułem, jak coś uderza o deski pokładu, z poczatku pomyślałem, że to giganci załadowują złowione chmury, jednak myliłem się. Był to zabawny ludzik w zielonym kubraku i meloniku z czterolistną koniczynką zatkniętą w kieszeń butonierki i garncem złota pod pachą. Leprechaun zeskoczył ze statku na holowane kumulonimbusy, po czym wyciągnął druty, utkał na nich tęczę i zsunął się po niej wprost na ziemię. Zastanawiałem się, czy nie pójść w jego ślady, jednak gigant dowodzący statkiem powstrzymał mnie przed tym.
Słońce uciekało coraz bardziej za horyzont, złoty pałac przestał być prawie w ogóle widoczny. Przybiliśmy w końcu do brzegu, kapitan oświadczył, że to koniec mojej wędrówki i wskazał złocistą bramę. Pożegnałem go skinieniem głowy i odszedłem w kierunku portalu, odwróciłem się jeszcze by ogarnąć wzrokiem piękno tego miejsca. Dopiero teraz przekroczyłem wrota/ Pode mną było prawie całkowicie ciemno, widziałem jedynie prowadzące powoli w dół schody utworzone z różowych obloczków. Cóż miałem począć? Rozsądek nakazywał mi już wracać, tak też uczyniłem. Byłem w połowie drogi, kiedy ostatnie promienie słońca uległy ciemnościom nocy. Poczułem, jak spadam. Oślepił mnie srebrzysty, a może biały blask, któremu towarzyszył huk. Przetarłem oczy, stałem w oknie wpatrując się w nocne niebo orane błyskawicami.
Cóż, być może los da mi jeszcze kiedyś możliwość powrotu do niebiańskiego królestwa, tymczasem zostaje mi tylko stąpać po szarym padole ziemi i z nadzieją spoglądać w niebo.

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group.
Theme created OMI of Kyomii Designs for BRIX-CENTRAL.tk.