Autor Wiadomość
Gość
PostWysłany: Czw 9:57, 12 Paź 2006    Temat postu: Parodia szkiców węglem H. Sienkiewicza

Pewnego, sobotniego poranka we wsi Barania głowa jak co dzień odbywał się targ. Na bazar przyjeżdżali Rosjanie i Ukraińcy. Jednak Polaków tez nie brakowało. Dużo ludzi z okolicznych wsi utrzymywało się handlem w sobotę, oczywiście wielu z nich miało pracę. Jeśli nie chodzili do pracy to szli do pola pielęgnować uprawy. Byli także ludzie, którzy nie mieli pracy. Ci imali się wszystkiego byle wyżywić swoje rodziny. Dzisiejszego poranka było wyjątkowo tłoczno. Każdy coś sprzedawał. Jedni jaja kurze, drudzy mięso inni warzywa. Tym handlowała tutejsza ludność. Rosjanie sprzedawali ikony, wódkę z zagranicy a także tanie papierosy. Ukraińcy trudnili się sprzedażą odzieży, którą zakupili wcześniej od Wietnamczyków ze Stadionu Dziesięciolecia. Maria Rzepa co tydzień chodziła na targ, aby zakupić potrzebne jej rzeczy. Po mimo, iż miała wraz z małżonkiem trzydzieści hektarów gruntu to nie mieli każdej uprawy. Sami siali na dwudziestu hektarach żyto, a na dziesięciu kapustę. Rzepowa była piękną kobietą o ciemnych, orzechowych oczach. Jej hebanowe włosy spływały kaskadami po ramionach sięgając pasa. Na jej okrągłej twarzy zawsze widniał uśmiech. Maria była wysoką kobietą o krągłych biodrach i dorodnych piersiach. Po mimo, że miała trzydzieści pięć lat, nadal mężczyźni wodzili za nią wzrokiem. To z kolei było powodem kilku bójek, który wszczął jej zazdrosny mąż Wawrzyn. Kiedy zrobiła zakupy ruszyła w kierunku domu, ponieważ musiała jeszcze wiele rzeczy zrobić w domu i oborze. Maria szła bardzo szybkim krokiem przez polną drogę przebiegającą przez pole starego Jakuba, który już sił nie miał by zaorać pole. Maria z mężem wielokrotnie chciała mu pomóc. Jednak Jakub nie był w pełni sprawny umysłowo przez nadużywanie alkoholu, dlatego skończyło się tylko na chęciach. Maria szła zamyślona. Promienie słoneczne padały na jej opaloną twarz, sprawiając jej rozkosz. Szła jeszcze chwilę, aż w końcu doszła do domu. Szybko przebrała się w podomkę i poszła do pokoju, gdzie jej ciotka opiekowała się jej rocznym synkiem.
- Witaj Mario. Czy kupiłaś mi słoik miodu – zapytała ciocia.
–Ależ oczywiście droga ciociu. Jakbym mogła o tobie zapomnieć. Przecież opiekujesz się moim dzieckiem. Ja z radością zawsze ci kupię co potrzeba – odpowiedziała Maria z uśmiechem na ustach.
–Wiesz Marysiu daj mi słoik miodu. Ja niestety muszę iść do siebie. Wujek czeka abym mu obiad ugotowała – oznajmiła kobieta. Maria Rzepa szybko podała krewnej miód po czym pocałowała ja w policzek na pożegnanie. Ciocia wyszła z domu. Przez całe popołudnie Rzepowa gotowała obiad dla siebie i męża. Ugotowała przepyszny kapuśniak, którego woń roznosiła się po całym domostwie oraz ziemniaki z jajkiem, które polała sosem musztardowym. Zazwyczaj czekała na Wawrzyna z obiadem. Jednak tym razem jej mąż spóźniał się. Nie był to pierwszy raz kiedy nie wracał. Maria przeczuwała, ze koledzy z pracy namówili go na piwo. Tłumaczyła mu wielokrotnie by nie pił bo zawsze się źle to kończy. On jej jednak nigdy w tej kwestii nie słuchał. Tak się też stało, że późną godziną wieczorną ktoś zaczął burzyć do drzwi. Maria nie była zachwycona, ze ktoś dobija się do jej drzwi szczególnie wtedy, gdy na dworze szaleje burza. Gdy otworzyła skrzypiące drzwi, jej oczom ukazał się Wawrzyn. Chłop to był rosły jak dąb i silny w barach. Jego twarz obrastała gęsta, ruda broda. Warzyn nie wyglądał zbyt dobrze. Maria krzyknęła, gdy zobaczyła krew broczącą z jego czoła oraz podartą koszulę. Na dodatek śmierdział alkoholem. Wawrzyn ledwo wtoczył się do domu już dostał w twarz od małżonki. Nazajutrz Wawrzyn obudził się z silnymi bólami głowy pleców oraz innych części ciała, które dawały o sobie znać. Gdy tylko wstał to dobrał się do słoika z kiszonymi ogórkami, aby sobie ulżyć. Wawrzyn nie zważał na kulturę gdy był sam. Łapczywie zaczął pić sok z ogórków który koił nerwy i łagodził bóle. Gdy się doprowadził do porządku, poszedł do obory. W tym samym czasie Maria wraz z dzieckiem poszła do kościoła pod wezwaniem Świętego Antoniego. Miała zamiar pomodlić się do Boga by jej mąż przestał pić. Dzień wydawał się dla niej wspaniały po mimo wydarzeń nocnych, gdyby nie to, że spotkała pana Zołzikiewicza na swej drodze. Zołzikieiwicz pracował jako sekretarz w urzędzie gminy. Pomagał sołtysowi w papierkowej robocie. Był to niezwykle wredny typ, przynajmniej w mniemaniu Marii. Jej opinię podzielali sąsiedzi oraz znajomi. Więc coś w tym musiało być. Człowiek ten był wysoki i wychudzony, miał rzadkie szpakowate włosy i niebieskie oczy. Jego twarz pokrywały blizny po ospie. Niedość, że nie był przystojny to był niemiły dla ludzi. Jedyne co mu ludzie przyznawali to, że zna się na modzie. Chodził w garniturze zawsze skrojonym na miarę. Dobierał do niego odpowiedni krawat, a także używał bardzo dobrych perfum.
- Witam was pani Rzepowa. Może tak zamieniłaby pani ze mną słówko? Mam do pani sprawę, a raczej pani do mnie. – oznajmił Zołzikiewicz, uśmiechając się przy tym.
- A co pan taki pewny, że ja mam chęć z panem porozmawiać. Jest pan nie miły dla ludzi – oznajmiła spokojnie Maria.
- Tak się tylko pani wydaje. Nowa władza i nowe rozporządzenia, a pani mąż w SB był. Cha, cha – zaśmiał się szyderczo sekretarz.
- Pan jest łotrem. Panie Zołzikiewicz. Zobaczy pan. Bóg pana za to pokarze – odpowiedziała w gniewie Rzepowa.
- Ta w końcu PiS się dobierze do tych wszy czerwonych – oznajmił jej mężczyzna.
Maria Rzepowa nie chcąc tego słuchać. Popędziła z wózkiem do kościoła. Przez całą mszę nie mogła się skupić. Cały czas myślała co zrobić. Jej mąż przyjechał tutaj by zapomnieć o przeszłości, a teraz chcą zniszczyć ich szczęście. Najbardziej denerwował Rzepową Zołzikiewicz. Podczas gdy rozmyślała o całej sprawie msza święta zakończyła się. Rzepowa postanowiła spytać się księdza co ma z tym począć. Gdy dochodziła do plebani usłyszała dźwięki wydobywające się z radia stojącego na parapecie kuchennym. Właśnie leciała audycja, podczas której ojciec dyrektor potępiał działania pewnych polityków. Maria zignorował dźwięk i ruszyła w stronę drzwi. Gdy zapukała otworzył jej ksiądz.
- A Rzepowa czego tu szuka w porze obiadowej? – zapytał zdenerwowany ksiądz po tym jak musiał przerwać posiłek.
- Szukam rady dobrodzieju – odpowiedziała załzawiona kobieta.
- Już nie płacz drogie dziecko. Znajdziemy sposób na twoje grzechy – odpowiedział spokojnie ksiądz, tuląc Marię do piersi.
- Proszę księdza mój mąż Wawrzyn był w SB, a teraz te świnie Zołzikiewicz i wójt chcą rozpowiedzieć to na wsi – wyrzekła z trudem Maria przełykając łzy, które napłynęły jej do ust.
- Na Boga to nie może być prawda. Twój mąż zaprzedał się samemu diabłu wcielonemu. Ach skaranie boskie. Odejdź Mario! Nie mogę tego słuchać – wykrzyknął zszokowany ksiądz.
Rzepowa zabrała wózek i pobiegał w stronę domu, płacząc przez całą drogę. Gdy wróciła do domu. Jej mąż siedział przy stole trzymając długi, rzeźnicki nóż w dłoni. Maria zabrała mężowi ostrze z ręki i uderzyła go otwartą dłonią w twarz.
- Ty idioto ! Oni wiedzą, że byłeś funkcjonariuszem SB. Rozumiesz jak się dowiedzą ludzie ze wsi to cię widłami rozszarpią! I gdzie ty w ogóle wczoraj byłeś? Martwiłam się o Ciebie – zapytała Rzepowa.
- Wójt to powiedział, że jestem zdrajca i pomiot szatana. Więc mu przywaliłem – oznajmił Wawrzyn z ponurą miną.
- Tyś już na głowę upadł całkiem. Nie dość, że cię wyklną we wsi to jeszcze więzienie ci grozi – wrzeszczała Maria rwąc sobie z głowy włosy. Wybiegła z domu. Po jej policzkach strumieniami lały się łzy. Biedna nie wiedziała co począć. Zaczęła biec przed siebie. Podczas biegu nie uważała na nic i po chwili potknęła się o kamień leżący na drodze. Rzepowa przewróciła się i uderzyła twarzą w ziemię. Zanim podniosła się, jej oczom ukazał się cień. Gdy podniosła głowę ujrzała Zołzikiewicza. Miała ochotę splunąć mu w twarz i obrzucić błotem jego elegancki garnitur. On pochwycił ją gwałtownie i przytulił do siebie. Przybliżył swe usta do jej ucha i zaczął jej szeptać: - Widzisz kochanie twego mężulka można jeszcze uratować. Mogę zniszczyć akta twego męża pod warunkiem, że mi się oddasz słonko.
- Ty świnio ! – wrzeszczała Rzepowa, ale sekretarz Zołzikiewicz zatykał jej usta dłonią.
- Jutro wieczorem w stodole starego Jakuba, a jak nie to twemu mężusiowi zgotujemy powitanie. Wywieziemy go na taczkach, a wiesz jak tutejsza ludność jest cięta na „Czerwonych,” kochanie – odpowiedział mężczyzna po czym polizał jej policzek.
Kobieta wyrwała się z jego objęć i pobiegła do domu. Gdy wróciła, była cała rozpalona. Nigdy nie myślała o zbliżeniu się do innego mężczyzny, a już na pewno nie do obleśnego Zołzikiewicza. Całą noc nie przespała, gdyż musiała podjąć decyzję, która może zaważyć na losie jej męża.
***
Był późny wieczór. Na nieboskłonie można było zobaczyć tysiące gwiazd. Maria szła w kierunku szopy. Była zdecydowania się upokorzyć byle ocalić męża. Kiedy weszła do środka budynku usłyszała głos: - Widzę, ze jednak zdecydowałaś się przyjść moja gąsko. Już się nie mogłem doczekać na ciebie – powiedział sekretarz. W tym samym momencie sukienka Marii spadła na siano, odsłaniając jej wdzięki.
***
Późnym wieczorem wróciła do domu. Wawrzyn spostrzegł, że jest coś nie tak. Jej oczy były opuchnięte od łez, a we włosach miała pełno siana.
- Gdzieś ty była ? –zapytał gniewnym głosem Wawrzyn.
- Kochanie musze ci się przyznać do czegoś. Chciałam cię uratować, a ta świnia Zołzikiewicz wykorzystał mnie. On uprawiał ze mną seks. Ja chciałam cię uratować, ale podczas stosunku powiedział mi, że jestem naiwna – powiedziała Maria płacząc cały czas.
- Nic już nie mów kochanie. Oczyszczę nas z hańby. Mojej i twojej – powiedział mężczyzna po czym wziął kobietę na ramiona i zaniósł do sypialni.
Gdy położył ją spać, zamknął drzwi sypialni na klucz. Następnie Wawrzyn wyciągnął cały zapas bimbru. Wziął i zaczął rozwalać pełen butelki w domu. Następnie przyniósł karnister benzyny i rozlał jego zawartość na posadzkę kuchni. Gdy skończył zapalił papierosa i cisnął niedopałkiem przez drzwi. Dom palił się bardzo szybko, a z wnętrza wydobywały się krzyki Marii i dziecka.
***
Zołzikiewicz spał gdy obudziło go stukanie do drzwi. Szybko zerwał się z łóżka. Gdy otworzył drzwi zobaczył Wawrzyna, który trzymał w ręku nóż. Mężczyzna wbił Zołzikiewiczowi nóż w szyję. Gdy to zrobił, uciekł. Wawrzyna złapała policja tydzień później gdy przechodził przez ulicę. Dziś odsiaduje dożywotnią karę pozbawienia wolności we Wronkach.

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group.
Theme created OMI of Kyomii Designs for BRIX-CENTRAL.tk.